Hanna Zielińska - Poznań

Wracam do Ojca, który mnie kocha

Według scenariusza (trochę uproszczonego) ks. Zbigniewa Pawła Maciejewskiego przeprowadziłam dwie kolejne katechezy w klasach 6. Przystępowałam do ich realizacji z dużym niepokojem. Zdawałam sobie sprawę, że katecheza wymagać będzie wytworzenia odpowiedniego klimatu, o który łatwiej w mniejszej grupie niż zespół klasowy. Nie byłam pewna, czy zdołam to osiągnąć.

I. Poznanie własnego obrazu Boga.

Na wstępie zaznaczyłam, że owoce naszej pracy będą zależały od skupienia i poważnego potraktowania czekających nas zadań. Poprosiłam uczniów, aby usiedli tak, by było im łatwiej podróżować w wyobraźni i by nikomu nie przeszkadzać. Następnie rozpoczęłam opowiadanie. Po kilku słowach opowiadania dzieci wyciszyły się i w skupieniu słuchały narracji. Byli oczywiście uczniowie, którzy próbowali przeszkadzać, ale nie znajdując oddźwięku u innych również oni wyciszyli się. Po skończonej narracji poprosiłam uczniów, aby na karteczkach napisali swoje odczucia związane ze spotkaniem z Bogiem. Kartki (w słupkach) przykleiłam na szary papier. W tym momencie nastąpiło trochę zamieszania, ale z pomocą uczniów udało się w miarę sprawnie przeprowadzić ten etap pracy.

Oto większość wypowiedzi dzieci: radość, szczęście, strach, lęk, niepokój, zdziwienie, zaskoczenie, wyróżnienie, duma, ciepło, żal, wstyd, wzruszenie, bezpieczeństwo, miłość. Najdłuższe słupki powstały z haseł: szczęście (radość), lęk (strach), zdziwienie.

Wskazałam dzieciom, że nasze odczucia związane są z obrazem Boga, który nosimy w sobie. Ten obraz Boga związany jest często z tym, co przeżyliśmy w naszym życiu codziennym. Nasze doświadczenia życiowe mają wpływ na to, co myślimy, czujemy, jak odnosimy się do Boga. Te doświadczenia mogą zniekształcać, zafałszować prawdę o Bogu. Zwróciłam też uwagę na to, że niektórzy z uczniów zapisali na karteczkach, to co ich zdaniem powinni czuć do Boga. Ale czy rzeczywiście to czują?

Następnie powiedziałam, że na naszych spotkaniach postaramy się odkryć, jaki jest Bóg naprawdę, co Jezus mówi o swoim Ojcu.

II. Co to znaczy, że Bóg kocha człowieka?

Zgodnie ze scenariuszem podzieliłam uczniów na grupy (4-5 osobowe). Poprosiłam o podzielenie kartki na dwie części i dokończenie zdania: Ojciec i matka prawdziwie kochają swoje dziecko, gdy ... Zaznaczyłam, że chodzi o konkretne działania podejmowane przez rodziców, które wyrażają ich miłość do dziecka. Po zakończonej pracy powiedziałam, że często w Piśmie św. czytamy o miłości Boga do ludzi.

Poprosiłam, aby przejawy miłości rodziców przełożyć na przejawy Bożej miłości do człowieka. Wyniki pracy należało zapisać w sąsiedniej kolumnie. Podałam konkretny przykład. Uczniowie nie mieli problemów ze zrozumieniem polecenia, gdyż podobne zadania wykonywali już wcześniej. W czasie pracy podchodziłam do grup i w razie konieczności wskazywałam kierunek poszukiwań, pomagałam znaleźć właściwe określenie (zwłaszcza w grupach słabszych), motywowałam do wysiłku.

Oto niektóre wypowiedzi uczniów:

Ojciec i matka prawdziwie kochają swoje dziecko, gdy: Bóg:
opiekują się nim czuwa nad nami
karmią je karmi nas swoim Ciałem
wybaczają daje rozgrzeszenie
ubierają daje nam życie stworzył dla nas świat
chodzą na spacery jest przy nas cały czas
kąpią oczyszcza nas
płacą za naukę na wyższych uczelniach umarł na krzyżu za nasze grzechy
pomagają w nauce naucza nas w Piśmie św. pomaga zrozumieć swoją naukę
słuchają je słucha naszej modlitwy wysłuchuje nas
wynagradzają za dobre zachowanie wynagradza nas niebem
dają zakazy daje przykazania
opiekują się w czasie choroby, kupują lekarstwa uzdrawia, oczyszcza z grzechów

Po prezentacji wyników pochwaliłam uczniów za ich pracę . Wskazałam, że ich wypowiedzi ukazują nam prawdziwy obraz Boga, który znajdujemy w Piśmie św. Często jednak to co wiemy o Bogu nie potrafimy przenieść do naszego życia , nie umiemy przyjąć Boga takim , jakim jest, jakiego ukazuje nam Jezus. Zakończyłam katechezę zapowiedzią, że następnej lekcji spróbujemy stanąć bliżej Boga, zmniejszyć dystans, jaki nas od Niego dzieli.

III. Doświadczenie prawdziwego Ojca.

Z konieczności kolejną katechezę rozpoczęłam od przypomnienia (podsumowania) wyników prac i refleksji z poprzedniego spotkania i zapowiedzi czekającej nas pracy. Poprosiłam o bardzo poważne potraktowanie dzisiejszych zajęć.

Podzieliłam klasę na 5 grup. Wyjaśniłam, że wykonanie zadania, będzie wymagało uważnego wysłuchania przypowieści, którą opowiedział Jezus. Mówi w niej o Bogu Ojcu.

Następnie przeczytałam fragment Łk 15, 11 - 20a. Powiedziałam, że znamy zakończenie tej przypowieści, ale przecież mogła się ona zakończyć inaczej. Rozdałam grupom kartki z różnymi zakończeniami i poprosiłam o przygotowanie scenki. Większość grup ochoczo zabrała się do pracy. Niektóre musiałam zmobilizować do pracy przez dokładniejsze wyjaśnienie, czego od nich oczekuję lub wprowadzenie w klimat wydarzenia.

Przygotowanie scenek nie trwało długo. W czasie prezentacji dzieci dobrze weszły w role, wykorzystując m.in. drzwi klasy. Po każdej prezentacji mówiłam: Tak bywa w życiu między ludźmi, ale Bóg taki nie jest.

Największą trudność sprawiła dzieciom scena 3 (ojciec bagatelizujący zdarzenie). Pomimo pomocy z mojej strony w czasie jej przygotowania i zrozumienia treści polecenia, uczniowie mieli kłopoty z przekazaniem postawy ojca. Często pokazywali postawę miłosiernego ojca, który przygarnia powracającego syna. W takiej sytuacji pozostawiałam scenkę bez komentarza. Sądzę, że tę scenkę można opuścić (?) realizując ten temat w szkole podstawowej.

Po prezentacji dokonałam podsumowania. Powiedziałam, że często ludzie wyobrażają sobie Boga w sposób pokazany w naszych scenkach:

Jeszcze raz powtórzyłam, że Bóg taki nie jest. Prawda o Nim zawarta jest w zakończeniu przypowieści. Odczytałam tekst Łk 15, 20- 24. Zakończyłam słowami: taki jest Bóg.

Następnie poprosiłam, aby każdy zajął wygodne miejsce, takie aby mógł się skupić i nie przeszkadzać innym. Na przedzie sali przygotowałam stół nakryty obrusem, postawiłam krzyż i rozłożyłam karteczki. Wyjaśniłam, że teraz konieczna będzie powaga i cisza. Czekałam tak długo, aż wszyscy zrozumieli i zapanował spokój. Wprowadziłam uczniów w tę refleksję słowami zaproponowanymi w scenariuszu. Na zakończenie powiedziałam, że gdy będą gotowi mogą podejść do krzyża i uklęknąć. Zauważyłam ogromne zdumienie na wielu twarzach. W niektórych klasach dodawałam więc, że syn marnotrawny z przypowieści też miał wątpliwości, też ogarniał go wstyd. My wiemy, że Bóg nas kocha i na nas czeka, chociaż wie jacy jesteśmy. Gdy uczniowie dojrzewali do podjęcia decyzji, siedziałam tak jak oni na krześle i starałam się na nich nie patrzeć. Byłam pełna obaw, czy zdecydują się na podejście do krzyża. W jednej z klas nie było z tym żadnego problemu. Gdy podeszły pierwsze dwie, trzy osoby, ośmieliło to pozostałych do uczynienia tego samego. W pozostałych klasach trwało to dłużej. Jednak wszystkie dzieci w końcu klękały przed krzyżem. Część z nich na pewno nie pod wpływem własnej decyzji, lecz widząc, że robią to inni. Niezwykła była natomiast atmosfera w klasie. Panowała niezwykła cisza, napięcie, powaga. Nie przypuszczałam, że dzieci, a przynajmniej ich większość, tak będą przeżywały to spotkanie z Bogiem w swoim sercu. W niektórych oczach widziałam nawet łzy(!).

Gdy większość dzieci klęczała przed krzyżem, klękałam także i czekałam na pozostałych. Następnie przepraszaliśmy Boga za nasze odejścia i prosiliśmy o siłę wytrwania przy Nim. Potem dzieci brały ze stołu karteczki ze słowami: Czekałem na Ciebie. Witaj w domu! Kocham Ciebie!!! Załóż szybko najlepszą szatę, włóż sandały na nogi i pierścień na rękę. Jesteś moim dzieckiem. BÓG.

Uczniowie byli pod tak silnym wrażeniem, że trudno było skłonić ich do wypowiedzi. Nieliczni powiedzieli o swoich wstydzie, ale też o uczuciu ulgi, gdy podeszli do krzyża. Powiedziałam, że było to dla nas zapewne trudnym doświadczeniem, ale chciałabym, aby pamiętali, że Bóg, który jest Miłością, zawsze na nas czeka. Od każdego z nas zależy, czy do Niego wrócimy. Zachęcałam uczniów do spotkania z Bogiem w sakramencie pojednania.

Proponowałabym katechetom, którzy mają taką możliwość, aby ostatnią część katechezy przeprowadzić w kościele. Dzieci mogą wówczas podchodzić do Jezusa w tabernakulum.

W jednej z klas nie udało mi się wprowadzić odpowiedniego klimatu. Sądzę, że przyczyną tego był fakt, iż pozwoliłam na zbyt duże rozbawienie w czasie wykonywania scenek. Później, ze względu na brak czasu, za mało uwagi poświęciłam na wyciszenie uczniów. Myślałam, że słowa wprowadzenia w refleksję spowodują powagę i zadumę nad swoją postawą względem Boga. Niestety niektórzy uczniowie nie umieli opanować swojego rozbawienia, co przeszkadzało innym w głębszej refleksji nad sobą.

© 2000 - Hanna Zielińska
Chrześcijański Serwis Promocyjny
Chrześcijański Serwis Promocyjny
statystyki stron

[DAWID]