ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

21 kwietnia 2002, niedziela (J 10,1-10)

The Doors.

Człowiek tęskni za pełnią życia. Pragnie czegoś pięknego, dobrego, co wypełni jego serce. Szuka tego nieustannie, jest niespokojny aż znajdzie.

Jim Morrison gwiazda amerykańskiego rocka także wierzył, że jest takie życie, że jest inny świat. Wierzył też, że między tamtym światem a tym, w którym przyszło mu żyć jest jakieś przejście, są jakieś drzwi. Stąd nazwa jego zespołu - The Doors - czyli po prostu "drzwi".

Morrison szukał tych drzwi w narkotykach, alkoholu, seksualnej rozwiązłości i oczywiście w swojej muzyce. Nie znalazł.

A gdyby posłuchał dzisiejszej ewangelii? Odkryłby, gdzie są naprawdę te jego drzwi. Jezus mówi o sobie: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec." (J 10,7b) Greckie słowo "tira", które przetłumaczono jako "brama" ma bardziej pierwotne znaczenie - to są po prostu drzwi. Tak to zresztą oddano w wielu innych tłumaczeniach. Jezus mówi zwyczajnie: "ja jestem drzwiami" (Biblia Warszawska). Tak też jest to oddane w języku angielskim: "I am the door of the sheep." (J 10,7 KJV)

Mamy przed sobą drzwi, jedne, jedyne drzwi - a za drzwiami jest życie w obfitości. Możemy tam wejść - Jezus zaprasza.



[DAWID]