ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

16 listopada 2002, sobota (Łk 18,16-8)

Moc w słabości.

Człowiekowi trudno uznać, że czegoś nie może, nie potrafi, że coś przerasta jego siły i umiejętności. Trudno jest człowiekowi przyjąć własną słabość. I może tak trzeba - życie niesie wiele wyzwań, trzeba być twardym, trzeba walczyć.

Tej życiowej zasady nie można jednak w taki prosty sposób przenieść na życie duchowe. W życiu duchowym potrzeba czegoś zupełnie odwrotnego - dostrzeżenia i uznania własnej słabości, nędzy, grzechu. Dopiero taki krok otworzy nas na Boga. Póki będziemy wierzyć we własną moc będziemy mówili Panu Bogu: "poczekaj sobie", "dam sobie radę bez ciebie", "jesteś mi niepotrzebny". Gdyby wdowa nie była wdową - gdyby miała męża, rodzinę, to nigdzie by nie szukała pomocy, nikogo by nie musiała prosić.

Człowiek już od raju ma wysokie aspiracje i chciałby być wielki. I może się tak stać, ale droga do tego jest jedna - uznanie słabości. Po prostu: "Moc (...) w słabości się doskonali. (...) będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa." (2Kor 12,9bc)



[DAWID]