ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

6 lutego 2002, środa (Mk, 6, 1-6)

Dysonans poznawczy.

Ci, którzy liznęli trochę psychologii społecznej wiedzą co nieco o zjawisku dysonansu poznawczego. Opisywał je w swoich książkach Elliot Aronson. Nie czas i miejsce na referowanie o co tu chodzi. Wystarczy powiedzieć, że ludzie stają bardzo często wobec sytuacji, zdarzeń, które są sprzeczne z ich sposobem myślenia. Powstaje dysonans - zgrzyt. Zachwiany jest porządek świata. I trzeba to wszystko jakoś uporządkować, przeinterpretować, zestroić.

Z takim dysonansem poznawczym mamy do czynienia w dzisiejszej Ewangelii. Ludzie widzą Jezusa. Z jednej strony doświadczają mądrości jego nauk, widzą jego cuda. Z drugiej strony jednak wiedzą, że to zwykły cieśla, ich rówieśnik, krajan. Trzeba te dwie, sprzeczne w ich rozumieniu informacje, pogodzić ze sobą.

Można wybrać mniej więcej dwa rozwiązania. Można stwierdzić, że tego Jezusa, którego znało się od dziecka, z którym bawiło się na podwórku, w piaskownicy, nie znamy jeszcze dostatecznie, i że dopiero teraz odkrywa On przed nami swoją tajemnicę - prawdę o sobie. Można też zlekceważyć jego naukę, np. oskarżyć o plagiat, a cuda wykpić oskarżeniem o oszukiwanie łatwowiernych ludzi.

Mieszkańcy Nazaretu wybrali ten drugi wariant. Słyszeliśmy: "Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim". (Mk 6,3) Gdy człowiek wątpi, to tym samym odgradza się od Boga, nie może doświadczyć jego mocy. Dlatego słyszymy, że Jezus nie mógł w Nazarecie, z wyjątkiem kilku osób, dokonać żadnych cudów.

Któż by chciał zostawać chorym, duchowo martwym? Rozpoznajmy zatem, że Jezus to ktoś więcej niż cieśla - doświadczmy Jego łaski i mocy.



[DAWID]