ks. Zbigniew Paweł Maciejewski
10 lutego 2002, niedziela (Mt, 5, 13-16)
Jeden z księży zbulwersował wielu swoich słuchaczy i czytelników stwierdzeniem, że nie zna nikogo, kto by stracił wiarę przez czytanie Marksa, natomiast spotkał już takich, którzy stracili wiarę przez spotkanie z proboszczem.
Dla sprawiedliwości można odwrócić to twierdzenie i rzec, że rzadko załamywała się czyjaś wiara w komunizm przez teoretyczna polemikę proboszcza, ale bardzo często sypała się w gruzy, przez osobiste spotkanie z panami z NKWD czy UB.
Po prostu każda idea, niezależnie czy jest to komunizm czy chrześcijaństwo jest najbardziej nośna, gdy przyobleczona jest w konkret ludzkiego życia. Może nam się to podobać czy nie, ale do wyobraźni człowieka bardziej przemawia komunista niż komunizm i chrześcijanin niż chrześcijaństwo. Bardziej lubimy konkret niż abstrakcję.
Mamy być solą dla świata, mamy być światłem. Mamy być, jak to ktoś powiedział, piątą ewangelią, ale pierwszą w kolejności czytania przez ludzi, którzy są daleko od Boga.
Ludzie na nas patrzą - ciekawe co wyczytali z naszego życia. Pewna nauczycielka szkółki niedzielnej chciała przekazać dzieciom co powinien robić chrześcijanin - jak żyć. Chciała aktywizować dzieci, wyciągnąć coś od nich, więc pytała: "Dlaczego ludzie mówią o mnie, że jestem chrześcijanką?" Wtedy jedno dziecko powiedziało: "może nie znają pani bliżej?"
Ciekawe dlaczego o nas mówią, żeśmy chrześcijanie?