ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

09 stycznia 2003, czwartek (Mk 6,45-52)

Zwiewamy.

Ludzkie tęsknoty przekraczają fizyczne możliwości. Można marzyć o lataniu, ale nawet po przyczepieniu nart tylko Małysz i paru innych przeleci sto parę metrów i to raczej spadając niż wzbijając się w niebo. I tak jest mniej więcej z wszystkim - biednemu wiatr zawsze w oczy. Trudno wtedy myśleć o lataniu, trudno mówić o żeglowaniu.

Można jednak dostać wiatr w plecy i wtedy nasze zdolności, nasz wysiłek , nasza praca zostają pomnożone. Dla człowieka wierzącego tym wiatrem jest Bóg. Gdy człowiek spotyka Boga i bierze Go na łódź swego życia doświadcza cudu przemiany. W burzy przychodzi ratunek, sieci zapełniają się rybami, człowiek dokonuje tego, co przed chwilą było niemożliwe.

Tak się dzieje, gdy zaprosi się Boga do swojej łodzi. Częściej jednak jest tak, że człowiek utwierdza się w tym, że widzi przed sobą zjawę i odpływa co rychlej w przeciwnym kierunku.



[DAWID]