PONIEDZIAŁEK - DOROŚLI - NIEWIASTY

1. Z głębokim szacunkiem patrzę na kobiety, żony, matki. Chylę czoło przed moją matką, jej skromnością, pracowitością. Pracowała - jak wiele kobiet - na dwa etaty - praca zawodowa i dom. Osiem godzin za sklepową ladą a później kolejne godziny sprzątania, gotowania, prania i szycia.

2. Moja mama i tata spośród ludzi dali mi najwięcej - bo dali wszystko co mieli. Przeżywałem, jako młody chłopak, rozmaite bunty przeciw rodzicielskiej władzy - dopiero gdy dorosłem zrozumiałem, że są to ludzie na których zawsze, wszędzie i bezwarunkowo można liczyć. Zawsze gotowi są pomóc. Gotowi na wszystko.

3. Może warto nam wszystkim w dzisiejszym dniu, który poświęcamy niewiastom wspomnieć nasze matki? Te żyjące i te już nieobecne na tym świecie.

4. W takim spojrzeniu często przeszkadzają rozmaite rodzinne konflikty, uprzedzenia, rany. Nie chcę negować ich rzeczywistości, ale zachęcić do tego, by w tym momencie spojrzeć jedynie na dobro naszych matek. I podziękować Bogu. Za ich trud rodzenia, za podaną pierś, za każde przytulenie, pieszczotę, pocałunek, za nieprzespane noce, czuwanie w chorobie, za ciężką pracę by zdobyć środki na utrzymanie, wreszcie - za miłość.

5. Spróbujmy też zaakceptować, że ta miłość była po prostu ludzka, czyli niepełna, pokrzywiona, czasami wręcz kaleka. Że nie otrzymałeś tego na co czekałeś, że może chciałbyś inaczej, po swojemu. Masz właśnie taką matkę jaką masz. Podziękuj za nią Bogu i przebacz jej. Spróbuj wzmocnić swoją więź, ożywić. A gdy może ta więź pękła, rozsypała się - odszukać ją, odbudować, rozpalić. Budować miłość.

6. Nie można człowieka nigdy przekreślać. Zwłaszcza, że zawsze znajdzie się taki czy inny paragraf, który (w naszym mniemaniu) będzie mógł do tego upoważniać. Jeszcze raz mocno zachęcam do tworzenia więzi z ludźmi, z rodziną, z ojcem, matką, by szukać tego co buduje, co łączy.

7. Ostatni rok przyniósł dwie głośne śmierci sławnych kobiet - księżnej Diany i matki Teresy. Ta pierwsza śmierć przyćmiła tę drugą. Odejście matki Teresy zostało jakby niezauważone. Moje myśli biegną jednak w innym kierunku.

8. Chcę powiedzieć, że prasa, radio, telewizja lansując wielkie i sławne postacie kobiet uczy nas ślepoty. Nie dostrzegamy tego co wielkie, piękne i bliskie nas samych. Jakiś czas temu jechałem w Płocku "czerwoniakiem" do którego na jednym z przystanków wsiadła siostra zakonna. Znałem ją jeszcze z seminaryjnych czasów. Wiedziałem, że czymś normalnym jest jej widok jako krążącej ciągle po mieście kobiety. Odwiedza chorych, starych, umierających, jest z nimi w szpitalach, odprowadza na cmentarz, załatwia sprawy. Ciągle w ruchu, choć podeszła już w latach i ciągle z pogodnym uśmiechem. Zastanowiłem się - czy ludzie w autobusie w ogóle wiedzą, że jadą z płocką matką Teresą? Pewnie nie.

9. Albo przykład innej kobiety - siostry Małgorzaty Chmielewskiej z Warszawy - pracuje wśród bezdomnych kobiet, alkoholiczek, wyeksploatowanych prostytutek. Troszczy się, by nie musiały spać pod mostem, by miały chleb. Czy to nie prawdziwa matka? Zwłaszcza, że stała się prawdziwą matką adoptując upośledzone dziecko.

10. Albo inna kobieta - świecka osoba - Wanda Błeńska. Kilka lat temu wróciła do kraju po ponad czterdziestoletniej pracy w Afryce wśród trędowatych. Miałem możność spotkać się z nią w czasie jej wizyty na KUL-u. Słuchałem jej opowieści o pracy, oglądałem zdjęcia - zniekształcone twarze, otwarte rany, kikuty rąk i nóg. To wszystko byli ludzie, którym niosła bezinteresowną pomoc. Nie założyła własnej rodziny - wszystko oddała dla trędowatych.

11. Ale i te postacie mogą okazać się zbyt dalekie, dlatego zachęcam nas wszystkich do uważnego przyjrzenia się własnemu otoczeniu w poszukiwaniu wielkich świętych kobiet. Jeśli uważnie popatrzycie znajdziecie je - w swoim miejscu pracy, w rodzinie. Może ze zdziwieniem odkryjesz - "0 Boże przecież moja matka była świętą kobietą". Albo jakiś mąż przejrzy na oczy i powie: "Moja żona jest genialna. Moja Córka jest cudowna". I znowu proszę i błagam, by nie zatrzymywać się na rysach, wadach, przywarach. Znajdziemy je przecież w różnej skali u każdego. Szukajmy dobra. Zobaczmy to dobro, piękno, geniusz kobiecy. Skoncentrujmy się na nim i niech wybuchnie w nas entuzjazm. Byłem niedawno świadkiem kobiecego geniuszu, gdy żona mojego brata próbowała przekonać swoją ponad roczną córkę do połknięcia syropu. Śpiewała, tańczyła, przemawiała, żonglowała łyżeczką z syropem - mało nie stawała na głowie. Dziecko połknęło syrop "na raz" i nawet nie skrzywiło się jego goryczą. Ktoś powie - cóż w tym niezwykłego - przecież to takie pospolite, normalne - potrafi to każda matka. Otóż właśnie - czy pospolitość przekreśla piękno? Czy jeśli coś jest powszechne to znaczy, że nie może być już dobre? Czy to, że geniusz jest hojnie udzielany kobietom traci swoją wartość?

12. To raczej my - zbyt łatwo przyzwyczajamy się, uodparniamy się, tracimy wrażliwość i umiejętność zachwytu.

13. Spróbujmy dzisiaj patrzą na kobietę nauczyć się czegoś. Poznać pewne prawdy, które można odnieść do świata duchowego. Prawd uniwersalnych - ważnych nie tylko dla kobiet, ale i dla dzieci.

14. Popatrzmy najpierw na kobietę rodzącą dziecko. Nie jest to -mam wrażenie - prosta, łatwa i przyjemna sprawa. Rodzi się nowe życie, ale towarzyszy temu cierpienie i ból. Nowe życie rodzi się przez łzy. Co jednak dalej? Gdy tylko dziecko przychodzi na świat. Kobieta tuli je do siebie i zapomina o całym bólu. Znam relacje kobiety, która przed czterdziestką rodziła swoje czwarte dziecko. Poród z pewnymi komplikacjami a chłopak ważył 4.700. Gdy jednak się urodził i Maćka podano w ramiona matki - ta natychmiast go obejrzała, policzyła wszystkie palce u rąk i nóg i o wszystkim, o całym bólu zapomniała. Trzy miesiące później spotkała ją, wracającą z wywiadówki w szkole, koleżanka. Nasza matka, elegancko ubrana, promieniejąca, pełna życia, nie schodziła, ale sfruwała ze szkolnych schodów. Wyznała wtedy, że czuje się jakby jej ubyło dziesięć lat.

15. Czego to nas może nauczyć? Człowiek, każdy, powołany jest do rodzenia nowego życia. W sobie i w innych. To rodzenie połączone jest z trudem, wysiłkiem, łzami. To kosztuje. Ale tylko to, co kosztuje ma prawdziwą wartość. Odrzucajmy zatem bylejakość, łatwiznę, płyciznę, by rodzić prawdziwe, piękne życie. Kosztuje to, ale gdy już się je ma, człowiek czuje się jakby otrzymał nowe życie. Narodził się na nowo. Zapomina o wysiłku i bólu, wie, że było warto.

16. Inna scena. Matka karmiąca piersią swoje dziecko. To tak jakby dawać siebie do spożycia a jednocześnie coś najbardziej naturalnego i oczywistego.

17. Czego nas to może nauczyć? Prawdy o Bogu. Prawdy o tym, że On daje nam siebie. Daje się nam cały. I jest to normalne i oczywiste. To jest bowiem naturą Boga. Trudno nam pojąć Boże miłosierdzie. Łatwiej nam widzieć w Bogu srogiego sędziego.

18. Nasze misje powinny nam pomóc w odszukaniu w Bogu rysów dobrego Ojca i czułej matki. Jest taki obraz przedstawiający powrót marnotrawnego syna. Ojciec kładzie na ramionach syna swoje dłonie. Zadziwiające dłonie. Dziwne dłonie. Jedna dłoń to dłoń mężczyzny, druga dłoń to dłoń kobiety. Dłoń ojca i matki. Malarz w ten sposób chciał wyrazić prawdę o Bogu. O niewyczerpanej pełni jego miłości.

19. W czasie tych misji Bóg czeka na nas - marnotrawne dzieci. Wyciąga do nas swoje dłonie. Dłonie ojcowskie i macierzyńskie zarazem. Wyciąga je, by przekonać cię o swojej życzliwości i miłości, i dobroci. Chce ci dać siebie. Nie odrzucaj tego daru.

© 2000 - ks. Zbigniew Paweł Maciejewski


Chrześcijański Serwis Promocyjny
Chrześcijański Serwis Promocyjny
statystyki stron

[DAWID]